Odkryłem, jak wiele nas łączy
Krzysztof Kasprzyk, Dyrekcja Generalna ds. Polityki Regionalnej i Miejskiej (DG REGIO), Komisja Europejska
Wcześniej pracował Pan w rządowej administracji. Jak Pan trafił do Komisji Europejskiej?
W Komisji Europejskiej pracuję od 2016 r., ale przy „sprawach unijnych” od 2003 r. Jestem ekonomistą (ekonometrykiem), pracowałem na uczelni w obszarze niezwiązanym z Unią Europejską, zajmując się teorią grupowego wyboru. Moje pierwsze zadanie w polskiej administracji (premierem był wtedy prof. Marek Belka, a bardzo wymagającym ministrem – prof. Jerzy Hausner) polegało na stworzeniu systemu informatycznego do zarządzania funduszami unijnymi. Sprawdzałem też finansową i ekonomiczną część wniosków o dofinansowanie w zakresie dużej infrastruktury (drogi, koleje, oczyszczalnie ścieków). Wyspecjalizowałem się w analizie kosztów i korzyści, i pisałem oraz negocjowałem z Komisją wówczas największy program w historii Unii Europejskiej – Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko 2007-2013. Potem zostałem naczelnikiem odpowiedzialnym za przygotowanie kryteriów wyboru projektów dla tego programu.
Przyjechałem do Brukseli w 2010 r. na czas polskiej prezydencji, by przewodniczyć grupie roboczej ds. regionów najbardziej oddalonych (pod tą nazwą kryją się regiony UE, które leżą poza Europą, takie jak: Wyspy Kanaryjskie, Madera, Gujana Francuska czy Martynika). Później, do sierpnia 2016 r. jako dyplomata reprezentowałem Polskę w negocjacjach dotyczących warunków wydatkowania unijnych funduszy. Pracę w Komisji rozpocząłem we wrześniu 2016 r. Początkowo zajmowałem się uproszczeniami, a potem instrumentami finansowymi (pożyczkami, gwarancjami, equity). Po wygraniu konkursu zostałem wiceszefem wydziału zajmującego się funduszami polityki spójności w Rumunii i Chorwacji.
Gdy Pan przyjechał do Brukseli, już Pan wiedział, że chce tu zostać?
To nie była planowana decyzja: mój profil zawodowy nie jest związany z administracją publiczną. Praca w ministerstwie pokazała mi, jak ważny wpływ Unia ma nie tylko w kontekście finansowania inwestycji, ale przede wszystkim w kontekście tworzenia i egzekwowania procedur. To one zmieniły sposób pracy administracji, określiły jasne ramy czasowe i finansowe, zwiększyły transparentność i skuteczność polityki publicznej. Moje przenosiny do Brukseli były początkowo tymczasowe i planowałem wrócić do Polski po prezydencji w 2011 r. i zakończeniu negocjacji, ale ostatecznie zostałem. I po ponad sześciu latach zacząłem wykorzystywać moje doświadczenie z Polski w innych krajach.
Jakich spostrzeżeń dostarcza praca w różnych miejscach i krajach?
Mogłem skonfrontować perspektywę polską ze sposobem widzenia tych samych kwestii w innych państwach członkowskich i poza UE. Odkryłem, jak wiele nas łączy, jak często administracje tamtych krajów borykają się z podobnymi problemami, a jednocześnie – w jaki sposób można sobie z nimi radzić. Doceniłem wiele mechanizmów funkcjonujących w Polsce w kontekście Funduszy Europejskich, pozytywną rolę decentralizacji i silnych samorządów. Ale jednocześnie zauważyłem, że Polska jest także często „liderem” lub co najmniej znajduje się w czołówce pod względem tworzenia niepotrzebnych biurokratycznych procedur. Konfrontacja doświadczeń – własnego i innych – jest ogromną zaletą pracy zarówno w przedstawicielstwie Polski przy UE, jak i w Komisji Europejskiej.
Zanim trafiłem do administracji publicznej, moja praca miała charakter akademicki. Praca przy funduszach unijnych zapewniła mi dużo większą „sprawczość”, pozwoliła wpłynąć na długofalowe decyzje. Jednocześnie, działając praktycznie, nie straciłem kontaktu z teorią: pracowałem nad analizą kosztów i korzyści, przygotowywałem wytyczne, prowadziłem zajęcia dla urzędników w ramach European Institute for Public Administration.
Jakie predyspozycje szczególnie się przydają pracownikowi unijnej instytucji?
Najważniejsze: otwarta głowa, gotowość do myślenia i uczenia się od innych, komunikatywność. Dobrze mieć doświadczenia spoza Komisji: w prywatnym biznesie, w samorządzie, w organizacji pozarządowej, w administracji krajowej – dzięki temu rozumie się lepiej i jest się bardziej wiarygodnym. Komunikatywność w języku obcym jest ważna, ale nie musi być perfekcyjna, a procedur unijnych można się nauczyć w trakcie. Niekoniecznie trzeba też zaczynać od urzędnika AD (administratora – red.), warto rozpocząć jako ekspert narodowy lub pracownik kontraktowy (contractual agent) – żeby zobaczyć, na czym ta praca polega. Pozwala to pracować w danej instytucji do 6 lat po zdaniu prostego egzaminu. Wówczas – gdy uznasz: „to zajęcie dla mnie” – łatwiej można się przygotować do pracy na czas nieokreślony. Komisja organizuje specjalne konkursy dla pracowników na czasowych kontraktach, które nie są dostępne dla osób z zewnątrz.
Czy Bruksela – poza pracą – jest przyjaznym miejscem do życia?
Można się przyzwyczaić 😊. Do zalet w stosunku do Warszawy należy to, że miasto jest mniejsze i wszędzie jest bliżej, a jednocześnie – z różnorodnym wielonarodowym życiem, bogatszym niż typowo w aglomeracji tej wielkości. A wokół znajduje się wiele innych ciekawych miejsc – w Belgii (Leuven, Gandawa, Antwerpia, Mechelen) i poza nią. Szybkim pociągiem można pojechać do Paryża, Londynu i Kolonii.
Co przynosi najwięcej satysfakcji z pracy w tym miejscu?
Dopiero po wyjeździe z Polski jesteśmy w stanie docenić przemiany, które się dokonały w naszym kraju. Polacy są poważani w Komisji, nasze doświadczenie jest bardzo przydatne. Widzę to teraz, gdy pracuję z Rumunią i Chorwacją, gdzie w wielu obszarach jesteśmy wzorem do naśladowania. Potrzebujemy więcej Polaków z doświadczeniem w różnych dziedzinach, którzy pomogą tworzyć Europę.
Czytaj inne rozmowy z pracownikami Komisji Europejskiej:
Jakub Boratyński: Tej decyzji nie żałuję!